Szukaj

  /  Wywiad   /  Zawsze szukam nasycenia

Zawsze szukam nasycenia

W jednym z wywiadów powiedziałaś o Afganistanie, który opuściłaś w wieku 6 lat: “w tamtejszej muzyce, kolorach i smakach jest życie”. W jaki sposób ten świat, w którym jako dziecko się wychowywałaś, wpłynął na Twoje postrzeganie rzeczywistości?

Świat mojego dzieciństwa był nasycony barwami, smakami i przede wszystkim dźwiękami. W mojej rodzinie był zwyczaj koncertowania lub deklamowania poezji po kolacji. To było takie wspólne cieszenie się z muzyki, z tego co piękne. Każdy grał na jakimś instrumencie — dohol, tanburze, tabli, czy harmonii. Czasami te spontaniczne improwizacje odbywały się w kuchni, pośród mocnych zapachów przypraw albo na tarasie w otoczeniu pięknych kwiatów — tam gdzie akurat była najbardziej sprzyjająca atmosfera. Kultura afgańska jest bardzo rodzinna i gościnna, co niestety zostało mocno zaburzone przez wojnę. Dlatego to muzykowanie miało dla nas wyjątkowe znaczenie, było rodzajem azylu — takim naszym małym prywatnym podziemiem — pozwalającym na ucieczkę od codziennej traumy. Te dziecięce doświadczenia bardzo wpłynęły na moje odczuwanie muzyki, którą zajmuję się również zawodowo. Słuchając dźwięków widzę określone kolory, ich odcienie. Muzyka perska kojarzy mi się z bardzo nasyconymi barwami fuksji, oranżu, magenty, czerwieni. Oprócz tego ma ona swoją fakturę — jest bardzo miękka i ma określony kształt — bez wątpienia kulisty. Ta muzyka naznaczona jest witalnością. Natomiast muzyka europejska to dla mnie tonacje molowe — matowe, pastelowe, przygaszone błękity, szarości i kobalty. Kiedy słucham Christine and the Queens, Nosfella czy Charlotte Gainsbourg czuję, że mam do czynienia z czymś szorstkim, matowym, industrialnym i zarazem bardziej intelektualnym. Patrząc na rzeczywistość, która mnie otacza zawsze szukam w niej tego nasycenia — dźwięków, barw i zmysłów. Polska jest dla mnie na przykład krajem pięknych szarości i błękitów. W tej kategorii Bałtyk pod koniec lata nie ma sobie równych.

Większość swojego życia spędziłaś w podróży. Nie jesteś tym czasami zmęczona?

Przez to, że od małego zmuszona byłam się przemieszczać — w wieku sześciu lat opuściłam Afganistan, potem znalazłam się w Holandii, Włoszech, Francji, Słowacji i w końcu w Polsce — podróżowanie stało się dla mnie immanentną częścią mojego życia, bez której trudno jest mi się odnaleźć. Dzięki podróżom odrywam się od rutyny, codzienności i znajduję nowe inspiracje. Przemieszczanie się powoduje również, że potrafię docenić miejsca, które odwiedzam i zobaczyć, ile one mi dają — jak bardzo mnie wzbogacają. Polska jest krajem, który kojarzy mi się z przestrzenią, zarówno zewnętrzną jak i wewnętrzną. Miejscem, gdzie można jeszcze bardzo dużo zrobić – w sztuce, muzyce. Będąc tutaj, cały czas odkrywam fascynujące niszowe inicjatywy, poznaję twórczych ludzi z dużą wyobraźnią.

Z drugiej strony będąc nomadem zawsze czujesz się jakąś mieszanką, hybrydą — nigdzie nie przynależysz w stu procentach. Kiedy jestem w Afganistanie czuję się Europejką — kierują mną tutejsze wartości, z drugiej strony świat Zachodu mnie męczy i często potrzebuję oddechu, oderwania od tutejszej intensywności. Wtedy ruszam na Wschód.

Dzisiejszy Afganistan różni się od tego, który pamiętasz z dzieciństwa.

Bardzo. Kiedy byłam mała moja mama i babcia ubierały się w sukienki (krótkie sukienki!) i buty na obcasach. Mam zdjęcie babci na rowerze w obcisłych spodniach, białej koszuli i okularach w złotych, “kocich” oprawkach na nosie. Nikt wówczas nie traktował takiego stroju jako przejawu perwersji. Dlatego byłam wściekła, kiedy jeżdżąc z roku na rok do Afganistanu widziałam, jak to znika. Wmówiono kobietom, że muszą chodzić w burkach, aby chronić się przed wzrokiem mężczyzn. Burka jest czymś wyjątkowo opresyjnym – jest ciężka, gorąca i niewygodna. A przekaz jaki za nią stoi wcale nie jest związany z bezpieczeństwem, zachowaniem intymności kobiety. Burka ma chronić mężczyzn przez “złą”, “niebezpieczną”, kuszącą cielesnością. Dlatego wraz z jej wprowadzeniem zakazano kobietom nosić biżuterię, chodzić na obcasach, czy używać lakieru do paznokci. Wbrew temu, co się często mówi burka nie jest czymś typowo islamskim, ale związanym bezpośrednio z reżimem talibów. Jest we mnie głęboki sprzeciw wobec tego, że strój staje się elementem ideologii, znakiem upolitycznienia, służącym do naznaczenia określonych grup ludzi i ich kontrolowania. Tym bardziej, że akurat wschodni sposób ubierania się, charakteryzujący się m.in. wielowarstwowością, przeskalowaniem i brakiem dosłowności jest bardzo wyzwalający.

Jest taki cudowny afgański strój perahan tunban — luźne spodnie i długa koszula — w niczym nie krępujący ruchów, zrobiony z bardzo cienkiej często haftowanej bawełny. Do tego kobiety zakładają czasami chador — rodzaj chusty (ale bardzo cienkiej i zmysłowej), zrobionej z organzy, lub innej prześwitującej tkaniny, ozdobionej pomponikami lub naszywanymi, malutkimi lusterkami. Czy rodzaj chapanu — tradycyjnie męskiego kaftanu, którego kształt przypomina tak dzisiaj popularne oversizowe płaszcze. Wschód to także piękne, barwne i wzorzyste tkaniny — ikatowe, ręcznie barwione jedwabie, lekkie batysty. Trudno skojarzyć je z poliestrem, z którego robi się burki.

Ten sposób ubierania się niewątpliwie wniósł dużo oddechu do europejskiej mody. To właśnie pochodzącym ze Wschodu projektantom zawdzięczamy przeskalowane, geometryczne kroje, stroje unisex, abstrakcyjne formy.

Sama też noszę moje rzeczy na wschodni sposób. Często kupuję sobie na przykład o dwa numery za duże płaszcze czy tuniki bo lubię się w nich czuć tak jak w tym moim perahan tunban — luźno i swobodnie. Myślę, że to się również wiąże z poczuciem, że to ubranie mnie otula, chroni. Że mogę się w nim zanurzyć i być taką osobą, jaką chcę być. Bardzo też lubię mocne, nasycone kolory i roślinne wzory lub geometryczne, które przypominają piękne detale wyszywane na afgańskich strojach.

Moda nie powinna nikogo ograniczać — trzeba ją traktować z przymrużeniem oka — jako grę, zabawę. W Afganistanie kobiety nie mogą sobie na to pozwolić. Są naznaczone przez swój strój, a sprzeciwiając się temu ryzykują życiem. W latach dziewięćdziesiątych mojej ciotce, która przyszła na zajęcia na politechnice kabulskiej w dżinsach, grożono rozstrzelaniem. W Europie natomiast kobiety często na własne życzenie stają się niewolnicami jakiś określonych mód, według których powinny tak a nie inaczej wyglądać — noszą stroje, które nie pozwalają im się swobodnie zachowywać, poruszać, oddychać. Z jednej strony tyle lat walczyłyśmy o swobodę związaną z naszym ciałem, a z drugiej strony wciąż zgadzamy się na to stereotypowe podejście do wizerunku kobiety, wciąż mu ulegamy. Bo czy to nie jest rodzaj jakiejś opresyjności, że nie możemy się nawet normalnie zestarzeć — pozwolić sobie na zmarszczki po czterdziestce?

Liza Sherzaiproducentka muzyczna, aktywistka, pochodząca z rodziny polsko-afgańskiej. Autorka projektów dotyczących kontrastów kulturowych oraz wizerunku i roli kobiety we współczesnym świecie.

Max Zielińskifotograf, podróżnik, Warszawiak. Fascynuje go proces niszczenia, a zarazem nieustającego odradzania się miasta. Robienie zdjęć jest dla niego poszukiwaniem tego, co nieoczywiste. Współpracuje z magazynem Zwykłe Życie.

Dziękujemy Eli Jackowskiej za wykonanie makijażu do sesji.